Nowy początek
Strasznie długo tu nic nie pisałam. Tak jakoś wyszło, że ślubne i poślubne zamieszanie uniemożliwiły mi skutecznie blogowanie. Ale teraz już chyba wszystko wraca do względnej normalności, więc mogę coś napisać.
Piękny był wianek z żywych kwiatów na mojej głowie, mój Narzeczony, wzruszeni Rodzice, goście i orkiestra dęta przed moim domem. Byli księża-przyjaciele, którzy sprawowali Mszę w naszej intencji. Było też bardzo dużo gości na uroczystości. Był zespół Przyjaciół, którzy zadbali o liturgię.
Jesteśmy małżeństwem już dwa tygodnie i prawie dwa dni. :) Śmieszne jest to liczenie, ale sprawia nam wiele radości.
Jak to było? Było idealnie. Choć nagle wynikało sporo nieprzewidzianych faktów (kwiaty ubrudziły mi sukienkę, Mamie odpadł obcas w nowych butach itp...), ale jakoś udało się opanować sytuację.
To był piękny dzień. Martwiłam się pogodą, bo aż do piątkowego wieczoru nie pozostawiała wiele nadziei. Kiedy obudziłam się w sobotę rano żeby pojechać do fryzjera (byłam umówiona na 6:45 w mieście oddalonym o 25 km!) było ciemno i ponuro.
A potem pogoda była znakomita! Słonko i ciepło - dokładnie tak, jak sobie wymarzyłam.
Nie będę wszystkiego dokładnie opisywać, bo mam to przed oczami w takich szczegółach, że ten post ciągnąłby się w nieskończoność.:) Powiem tylko, że było pięknie.
Była masa życzeń - takich "standardowych" i takich, które na długo pozostaną w sercu. Były też dobre słowa i podziękowanie od "moich dzieciaków" z KSM - pierwszy raz od tych trzech lat - strasznie dla mnie wzruszające...
Potem był pierwszy taniec - walc, o którym pisałam, i długie wesele przy muzyce znajomego zespołu - goście nie schodzili z parkietu do rana!
Co do pierwszego tańca - jednak niekonieczny był "plan B", o którym pisałam. Chociaż myliliśmy się od samego początku - tylko my wiemy jak bardzo - goście byli zachwyceni (chyba samym faktem, że tańczyliśmy walca :).
A potem była przeprowadzka do stolicy i pierwsze dni wspólnego życia.
Było też wiele więcej pomiędzy tym, o czym napisałam.
Najbardziej z naszej ślubnej uroczystości zapamiętam (oprócz momentu przysięgi) słowa homilii. Homilii wygłoszonej przez kapłana, po którym spodziewałabym się raczej żartu z głęboką pointą. Natomiast tym razem zaskoczył nas i wzruszył bardzo.
Podkreślał, że ten nasz wybór jest tylko początkiem czegoś, nad czym będziemy pracować całe życie. I że w tym życiu nie liczy się nic dokoła - mamy być tylko my i Bóg i to na tym właśnie możemy zbudować szczęście.
Miało być krócej niż dłużej, a wyszło jak zawsze.;)
Gratuluję wytrwałym, którzy dobrnęli do końca!
Ja też pobrudziłam suknię kwiatami:) Jakoś nie pomyślałam, że powinnam je trzymać główkami do góry, i poleciała mi z nich woda prosto na białą suknię. Ale wyschło i nic nie było widać:) Żywe wianki są piękne, też taki miałam:) Ususzyłam go i do tej pory go trzymam, tak samo jak i moje kwiaty.
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego dla Was na nowej drodze życia!
Mój wianek nie przeżył oczepin ;)
UsuńNa pamiątkę został mi tylko welon.
Dziękujemy!
Wytrwałam do końca ^^
OdpowiedzUsuńGratuluję i niech Wam Bóg błogosławi każdego dnia :) I obyście się z biegiem czasu kochali coraz bardziej i prawdziwiej - kiedyś wydawało mi się to niemożliwe, ale teraz widzę, że to w małżeństwie chrześcijańskim najpiękniejsze ;)
Mamy nadzieję, że tak właśnie będzie. Dzięki! :)
UsuńCzekałam na ten wpis! :)
OdpowiedzUsuńOgromne gratulację i dzięki za piękne świadectwo, które dajesz na tym blogu.
Ojej, aż się zarumieniłam. ;)
UsuńDzięki!
Wzruszyłam się czytając ten wpis ;) Moje gratulację dla Ciebie i Twojego męża :) Obyście zawsze tworzyli zgrane, dobre małżeństwo :) Ale z pewnością tak będzie, bo jest z Wami obecny Chrystus :)
OdpowiedzUsuńDziękujemy! :)
UsuńBożego szczęścia i wszelkiego dobra na Nowej Drodze Życia :)
OdpowiedzUsuńDzięki!
UsuńGratulację i szczęścia. A słowa homili- nic dodac nic ując, o to właśnie chodzi;) Powodzenia ;)
OdpowiedzUsuńTak, o to chodzi i mam nadzieję, że nigdy o tym nie zapomnimy. :)
UsuńDzięki!
i ja gratuluję! strasznie mi było smutno, że nie mogłam być - ale omadlałam Was i .. pamietać będę.. :-) aaa..jakieś zdjęcie na maila, mogę prosić? :-) Uściskam męża od mnie! Chociaż go nei znam, ale jeśli jest Twojego pokroku to już go lubięęęę :-D
OdpowiedzUsuńDziękujemy!:)
UsuńZdjęcia jakieś podeślę i męża uściskam.
Pozdrawiamy!
o 6:45 do fryzjera to ślub był pewnie o12 jestem ciekawa w jakim regionie Polski taki jest zwyczaj, ale to nawet lepiej bo dłuższe wesele. Ja mieszkam koło Warszawy ślub miałam 40km od rodzinnego domu o 17 na szczęście pogoda we wrześniu nam dopisała. a fryzjera miałam o 13 co i tak okazało się stanowczo za wczesnie:) Życze dużo dobrego na nowej drodzę życia.
OdpowiedzUsuńKasia R:)
Region to Mazowsze... A zwyczaj żaden szczególny, bo ślub był o 16:00, a wesele i nie dłuższe, bo zanim ruszyliśmy spod kościoła do sali oddalonej o 50 km to było tuż przed 18. ;)
UsuńA fryzjer...cóż, moja fryzjerka nie miała innej godziny wolnej, a wolałam się nie stresować czesaniem się u jakiejkolwiek innej.
Znamy się, Kasiu?
Kto by nie dobrnął do końca takiego wpisu? ;) Cieszę się razem z Wami i serdecznie gratuluję! :)
OdpowiedzUsuńDziękujemy! :)
Usuń