Kiedy przychodzi wiosna

Mam tak już od paru ładnych lat. W zasadzie od początku studiów. A może było tak już wcześniej? Nie pamiętam.
Mam tak, że kiedy przychodzi wiosna, nagle, jak młode kwiatki spod ziemi, wyrasta przede mną cała masa różnych zadań. Zaczyna się to zawsze jakoś na początku kwietnia. Co więcej, lista rzeczy do zrobienia wcale nie maleje, mimo odhaczania kolejnych pozycji. Za każdą załatwioną sprawę pojawiają się dwie następne.
Może to wszystko dlatego, że na wiosnę człowiek się budzi z zimowego snu i uświadamia sobie, że parę rzeczy odłożył na czas, kiedy będzie miał więcej energii. Ja tak robię - nie mówcie, że wy nie.
Zatem na biurku leży lista zadań do wykonania. Tych na uczelnię tylko.
A z tyłu głowy druga lista - zadań domowych, które też same się nie chcą zrobić, choć może nie wymagają zarywania nocy. Najwięcej odłożonych to prace przed domem (no nie mogę już patrzeć na te zaniedbane gazony...), bo ciężko je pogodzić z opieką nad roczniakiem, u którego nasilają się nieświadome, samodestrukcyjne zapędy.
Także przyszła wiosna, pogoda coraz lepsza - nic, tyko brać się za pracę. :)

Komentarze

Popularne posty