Dziewczyna w błękitnej sukience
Dziewczyna w błękitnej sukience Gaynor Arnold to ciekawa opowieść o... miłości.
W zasadzie nie przepadam za wzruszającymi historiami o niespełnionych/spełnionych uczuciach.
Kiepska ze mnie romantyczka. Ta powieść jednak mnie wciągnęła.
Być może dlatego, że niewiele ma ze standardowego romansu.
Poza tym - inspiracją do jej napisania było życie Catherine i Charlesa Dickensów, stąd też ciągle w tyle głowy pobrzmiewała informacja, że to zdarzyło się naprawdę.
A ja mam słabość do literatury opartej na faktach.
Kiedy młody, utalentowany, ale niezbyt bogaty Alfred poznaje Dorothe, ta ma na sobie błękitną sukienkę. Młodzi zakochują się w sobie i mimo przeciwności wynikających chociażby ze społecznych konwenansów charakterystycznych dla ówczesnej Anglii, rozpoczynają wspólne życie.
Niedługo potem on staje się popularnym pisarzem, tytanem pracy, natomiast ona wychowuje kolejne dzieci.
W pewnym momencie bajka się kończy.
Co ciekawe książka nie stawia pytania, dlaczego to wspólne piękne życie kończy się dość smutno. Pyta natomiast czy kiedykolwiek było ono bajką?
W powieści spotykamy bardzo wiele postaci pośrednio lub bezpośrednio związanych z Alfredem i Dodo. Wiele z nich odegrało w życiu małżonków ważne role.
To bogate tło społeczne daje ciekawą perspektywę stosunków międzyludzkich, motywacji i decyzji.
Życie Alfreda i Dorothei poznajemy z perspektywy dojrzałej wdowy. Książka pokazuje nam myśli i przeżycia Dodo po śmierci męża. Znajdziemy w niej też szerokie retrospekcje.
To wszystko sprawia, że od razu dostrzegamy bohaterów z dwóch stron - znamy ich przyszłość, kiedy przed oczyma naszej wyobraźni rysowana jest przeszłość.
To wzruszająca historia, która jednak nie prowadzi do jakiegoś zwątpienia w sens uczucia czy małżeństwa. Wręcz przeciwnie - pokazuje piękną i niezłomną, choć bardzo trudną i poranioną miłość.
Bardzo serdecznie polecam - lektura idealna na długie grudniowe wieczory.
W zasadzie nie przepadam za wzruszającymi historiami o niespełnionych/spełnionych uczuciach.
Kiepska ze mnie romantyczka. Ta powieść jednak mnie wciągnęła.
Być może dlatego, że niewiele ma ze standardowego romansu.
Poza tym - inspiracją do jej napisania było życie Catherine i Charlesa Dickensów, stąd też ciągle w tyle głowy pobrzmiewała informacja, że to zdarzyło się naprawdę.
A ja mam słabość do literatury opartej na faktach.
Kiedy młody, utalentowany, ale niezbyt bogaty Alfred poznaje Dorothe, ta ma na sobie błękitną sukienkę. Młodzi zakochują się w sobie i mimo przeciwności wynikających chociażby ze społecznych konwenansów charakterystycznych dla ówczesnej Anglii, rozpoczynają wspólne życie.
Niedługo potem on staje się popularnym pisarzem, tytanem pracy, natomiast ona wychowuje kolejne dzieci.
W pewnym momencie bajka się kończy.
Co ciekawe książka nie stawia pytania, dlaczego to wspólne piękne życie kończy się dość smutno. Pyta natomiast czy kiedykolwiek było ono bajką?
W powieści spotykamy bardzo wiele postaci pośrednio lub bezpośrednio związanych z Alfredem i Dodo. Wiele z nich odegrało w życiu małżonków ważne role.
To bogate tło społeczne daje ciekawą perspektywę stosunków międzyludzkich, motywacji i decyzji.
Życie Alfreda i Dorothei poznajemy z perspektywy dojrzałej wdowy. Książka pokazuje nam myśli i przeżycia Dodo po śmierci męża. Znajdziemy w niej też szerokie retrospekcje.
To wszystko sprawia, że od razu dostrzegamy bohaterów z dwóch stron - znamy ich przyszłość, kiedy przed oczyma naszej wyobraźni rysowana jest przeszłość.
To wzruszająca historia, która jednak nie prowadzi do jakiegoś zwątpienia w sens uczucia czy małżeństwa. Wręcz przeciwnie - pokazuje piękną i niezłomną, choć bardzo trudną i poranioną miłość.
Bardzo serdecznie polecam - lektura idealna na długie grudniowe wieczory.
Włąśnie tez nigdy nieprzepadałam za takihi historiami ale skoro się Tobie spodobała to może i mnie się spodoba;)
OdpowiedzUsuńJest ciekawie napisana - można z tego było zrobić ckliwą opowieść, ale autorka okazała się bardzo zręczna. :)
Usuń