Ziarenko

Tak, mam dość. Dość tego napięcia sesyjnego, tego, że wracam z jednego egzaminu i nie mogę pomyśleć o odpoczynku, bo pojutrze mam drugi, na który nic nie umiem. Dość martwienia się tym, że coś zostanie na wrzesień.
Tęsknię za domem. Za małym miasteczkiem, spokojem.
Za pracą fizyczną. Za ciszą.

Ostatnio nawet, kiedy poszłam na pobliski bazarek po jakieś warzywa do obiadu - wróciłam ze łzami w oczach i z wielką tęsknotą.
Zapach - zapach tych wszystkich warzyw, który kojarzy mi się z dzieciństwem i wakacjami.
Z letnim czasem spędzonym właśnie na takim bazarku, przejmując się tym, czy wszytko przygotowane, czy ceny w porządku i czy klienci będą zadowoleni.
Może to głupie, ale tęsknię za tym zawsze, kiedy mój umysł się przegrzewa, mam dość studiowania i stolicy. 
Tęsknię za tym, co wydawało mi się kiedyś przekleństwem wakacji - bo nie dawało mi odpoczywać tak, jak bym chciała. Ironia losu.

Dziś też mam dość. Jutro egzamin, na który jeszcze niewiele umiem i co gorsza, trudno powiedzieć, czy w ogóle coś będę umiała. Nie wchodzi i tyle. Mój mózg przypomina czarną dziurę, w którą wiadomości z językoznawstwa ogólnego wpadają i giną bezpowrotnie.

Ale jakoś czuję teraz, że to wcale nie jest ważne. Może z perspektywy studiów tak - nie mam przecież zamiaru się poddać! Ale tak w ogóle...

Na Mszy dziś usłyszałam, że Królestwo Boże ma być we mnie niezależnie od tego, kim będę w takim ziemskim wymiarze. Ziarenko gorczycy zostało zasiane i ma wydać owoc w moim życiu.
Niezależnie od tego, czy zdam egzamin, czy nie.

Spotkałam też Człowieka.
Poznałam Go kilka miesięcy temu, na próbie scholi, w której czasem śpiewam w stolicy. Zakonnik, kleryk, żywa Radość. Rozmawialiśmy zaledwie kilka razy, a dziś przywitał mnie jak starą znajomą.
Nie znam drugiego człowieka, który w parę sekund potrafi pokazać, co jest ważne i zarazić prawdziwą radością serca wszystkich wokół.
Dziś Go żegnaliśmy - wyjeżdża do Rzymu na studia. Radosne pożegnanie.

I właśnie dzięki temu Człowiekowi, w uwielbieniu na Eucharystii po raz kolejny bardzo prosto uświadomiłam sobie wielką miłość Pana Boga. Który jest zawsze, czy wiedzie się lepiej czy gorzej. Uświadomiłam sobie, że nic nie może pokonać tej wielkiej Miłości - ani moje zniechęcenie, zmęczenie, ani też nic innego. 
Tak prosto.

Nie wiem, czy zdam jutro ten egzamin. Czuję się wobec tego strasznie bezsilna, jak nigdy. Ale może i to potrzebne.

Kiedy fale mórz chcą porwać mnie,
z Tobą wzniosę się, podniesiesz mnie!
Panie, królem tyś spienionych mórz: 
ja ufam Ci - Ty jesteś Bóg!

Komentarze

  1. Trzymam mocno kciuki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Życzę powodzenia.Wiem, o czym piszesz, bo sama pamiętam swoje sesje. Dziś gdy jestem po obronie to myślę, że każdy czas był potrzebny nawet gdy miało się już dość z płakało z bólu zmęczenia i bezradności wobec natłoku zajęć. Dziś zajęcia są nadal choć już inne. :) Będzie dobrze!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Jeśli w jakiś sposób poruszyło Cię to, co napisałam, możesz zostawić komentarz. Będzie mi miło móc go przeczytać.

Popularne posty